niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 33.






Słuchaj zawsze tego, co podpowie serce.
Nie daj sobą manipulować nigdy więcej.





-No ale..
-Nie ma żadnego „ale”. – ostatni wyraz ujął w tak zwane króliczki. – Daga, możesz sobie spokojnie jechać, my się młodą tutaj zajmiemy.
-Michał.. – spojrzałam na Winiarskiego, ale ten tylko się wyszczerzył, podszedł bliżej Dagmary i pożegnał się z nim jak i z Olim. – Super. – mruknęłam pod nosem biorąc od Michała swoją torbę, którą miałam zabrać do rodziny Dagmary.
-Chodź Dianik, my Ci tutaj wszystko pokażemy. – Krzysiek złapał mnie pod ramię.
-No otóż to, nawet oddam Ci swoje łóżko! – z drugiej strony wtórował mu Łukasz. No po prostu super się zapowiadało. Tak świetnie, że nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać, eh..
-Z Tymi pokojami i łóżkami sobie darujcie. – do rozmowy dołączył Michał. – Załatwimy jej jedynkę.
-A co, myślisz, że recepcjonistka poleci na Twoje oczy? – Igła wybuchnął śmiechem, a do niego dołączyła reszta.
-Wiem, że ten błękit robi swoje, ale liczyłem na to, że poleci na twoją sławę.
-Boże, ja już teraz mam Was wszystkich dość! – krzyknęłam i nie zwracając uwagi na ich głupie protesty udałam się w stronę spalskiego lasu.
-Diana! – chór krzyków docierał do mnie, ale z każdą chwilą był coraz cichszy.
Sama dokładnie nie wiedziała gdzie i po co idę, ale byłam pewna, że potrzebuję ciszy. Domyślałam się po co oni tak chcieli mnie w tej Spale. Przecież Maciek dostał powołanie od trenera Anastasiego. Jednak starałam się jak najdalej odsuwać od siebie tę głupią myśl, po prostu starałam się wymazać to ze swojej głowy. Usiadłam na jakimś pniu drzewa, który znajdował się w głębi lasu, i wyjęłam z torby zeszyt wraz z długopisem. Otworzyłam go i zaczęłam pisać słowa, które wpadły mi na poczekaniu do głowy.


Życie na tym świecie jest cholernie trudne.
Życie na tym świecie przynosi smutki.
Życie na tym świecie przynosi chwile radości.
Życie na tym świecie może skończyć się w jednej chwili.
Życie na tym świecie.. Właśnie, jakie ono jest?”.


-Diana, tutaj jesteś! – z rozmyśleń i pisania wyrwał mnie głos dobiegający zza moich pleców.
-Piter, proszę Cię, odpuść sobie. – westchnęłam chowając zeszyt do torby.
-Co jest? – usiadł obok mnie.
-Nic nie jest. – podniosłam się i stanęłam przed nim. – Chodźmy, bo te baby będą panikować.
-Ej, ej. – chwycił moją dłoń. – Nie odpuszczę dopóki mi nie powiesz co się dzieje.
-Porozmawiamy kiedy indziej, ok.? – wykrzywiłam wargi w delikatny uśmiech.
-Obiecujesz? – uśmiechnął się, a ja odpowiedziałam na jego pytanie skinieniem głowy.
-Mógłbyś się ruszyć! – krzyknęłam poprzez śmiech, kiedy nie mogłam pociągnąć go za rękę tak, żeby podniósł się.
-Czy Ty sugerujesz, że jestem ciężki?! – odchylił głowę w tył i zmrużył oczy.
-Nie gdzie tam, tylko dużo ważysz. – zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie jak oparzona.
-Nie wiesz z kim zadarłaś! – dotarł do mnie jego krzyk, a nim się obejrzałam byłam przerzucona przez jego ramię jak worek ziemniaków.
-Piotruś, ale puść mnie. – westchnęłam.
-Nie ma mowy, bo znowu mnie obrazisz i będziesz uciekać. – wbił swój palec między moje żebra.
-Piotruś, Piotrusiu, Pituś.. – zaczęłam wyliczać zdrobnienia jego imienia, ale nijak mi to pomogło.
-Nie ma mowy.
-Ale wiesz, lepiej się czuję jak mam grunt pod nogami.. – westchnęłam, a on tylko się zaśmiał.
-Puszczę Cię, jak będę wiedział, że nie uciekniesz, o!
-No obiecuję. – jęknęłam, a on postawił mnie na ziemi.
-Jesteś pewna? – wykrzywił usta w dzióbek i zmrużył oczy uważnie mi się przyglądając.
-Chodźmy Piotruś, chodźmy. – posłałam w jego stronę ciepły uśmiech i chwytając jego dłoń pociągnęłam go za sobą.
-A jak tam z tym młodym ze Skry? – zerknął na mnie, a ja wzruszyłam tylko ramionami. – Coś się stało, prawda?
-Jejku, nie jesteśmy już razem. – niemalże krzyknęłam.
-Przepr..
-Nie masz za co przepraszać. – wysiliłam się na delikatny uśmiech. – Nie wiedziałeś, miałeś prawo zapytać, nie zabiję Cię za to.
-Uff, to całe szczęście, ulżyło mi! – zaśmiał się, a ja poszłam w jego ślady. – W sumie Igła pewnie zrobi dzisiaj jakąś imprezkę i w ogóle.
-Nie dziękuję, nie skorzystam.
-Jak to nie?! – zrobił wielkie oczy. – No mi chyba nie odmówisz, co?
-A co, zapraszasz mnie jako osobę towarzyszącą? – zaśmiałam się poruszając brwiami.
-A jeżeli powiem, że tak to się zgodzisz?
-A jeżeli powiem, że tak to sprawisz, aby ten czas tutaj był dla mnie miły i niezapomniany?
-Kochana, tych dni tutaj nigdy nie zapomnisz!
-No mam nadz.. – moją wypowiedź przerwał dźwięk jego telefonu. – Odbierz.
-Halo?
-…
-No spoko, nie ma sprawy. A który to?
-…
-Dobra. Imprezka dziś wieczorem?
-…
-No a jak! Do zobaczenia. – rozłączył się i wsunął telefon do kieszeni swoich jeansów. – Załatwili Ci pokój, w sumie nie oni, tylko trener.
-Nie musieli się fatygować. – westchnęłam.
-Ale pocieszenie Take, że naprzeciw jest mój pokój i Kosy. – klasnął w dłonie, a ja jedynie uśmiechnęłam się.
-Chociaż tyle dobrze.
-Wiesz, jakby co w nocy możesz wpaść do nas, źli nie będziemy. – poruszał brwiami, a ja uderzyłam go w ramię. – No dobra, żartowałem.
-Masz farta. – pogroziłam mu palcem. – Chociaż Ty się mnie boisz.
-Masz strój na wieczór?
-A nie podoba Ci się to co mam na sobie? – uniosłam brwi ku górze.
-Możemy iść na jakieś małe zakupy, za lasem jest pełno sklepów. – wzruszył beznamiętnie ramionami.
-Aaa, to tylko tak wygląda pięknie, co? – zaśmiałam się. – Ja myślałam, że tutaj tylko lasy i nic więcej..
-No widzisz, każdy tak myśli. – pociągnął mnie za dłoń. – Ale pozory czasem mylą.
-I to jak. – uśmiechnęłam się.
-Chodźmy.
Znów ruszyliśmy w stronę ośrodka w Spale. Piter jak ten godny towarzysz szedł tuż obok mnie, i co mnie bardziej zdziwiło, z każdą chwilą przyglądał mi się uważniej. Odkąd pamiętałam miałam z nim dobre kontakty, ale to tylko dzięki Michałowi. W sumie wszystko było dzięki Michałowi. Ale cieszyłam się, bo przecież tak wspaniałych i zarazem denerwujących ludzi nie każdy może znać, a ja miałam to szczęście.
-Schody czy winda?
-Oczywiście, że winda! – zaśmiałam się, i przyglądałam się jak Piotrek wciska przycisk windy. Po kilkunastu sekundach weszliśmy do środka i opuściliśmy ją na piątym piętrze. – Poważnie? – zrobiłam wielkie oczy widząc jak zgraja dryblasów szwęda się po korytarzu.
-No co, to nasz teren. – wzrusz ramionami i zaśmiał się.
-Zawsze to piętro? – na moje pytanie kiwnął tylko głową.
-Chodź, pokażę Ci Twoje lokum. – pociągnął mnie za dłoń i wyciągając z kieszeni spodni wcześniej zabrany kluczyk z recepcji otworzył drzwi do pokoju 582. – Nie licz na luksusy..
-Ale Piotrek..
-Ej, ej! – krzyknął niemalże na cały ośrodek.
-Co się stało?! – momentalnie obok nas pojawił się plotkarz Krzysiu.
-Ona ma takie wygody?! – zrobił wielkie oczy niczym monety pięciozłotowe. – Przenoszę się do Ciebie, śpimy razem, nie ma to tamto.
-Chyba śnisz, Piotrusiu. – poklepałam go po policzku i zniknęłam za drzwiami swojego pokoju. Czy Wam też tak dziwnie brzmi ten wyraz „swojego”? Mnie to jakoś nie przekonuje, ale nie cóż, bywa i tak, proste i tyle w tym temacie.
-Wpadnę po Ciebie gdzieś koło piętnastej, pójdziemy na zakupy. – dodał zza uchylonych drzwi, a ja tylko krzyknęła krótkie „spoko”, po czym Nowakowski zamknął drzwi, a ja udałam się w stronę łóżka. Usiadłam i znów wyjęłam zeszyt, w którym zaczęła zapisywać pojedyncze, nie mające sensu zdania.


„Bądź silna, bo tak być powinno.
Bądź silna, bo siła daje wiarę.
Wierz w szczęście, a nadejdzie.
Wierz, bo wiara odejdzie ostatnia”.


Znów od mojego pisanie wyrwało mnie pukanie do drzwi. Krzyknęłam krótkie „proszę’, a do mojego pokoju wparował Nowakowski.
-Czego zapomniałeś?
-Zmiana planów, chodźmy teraz, bo i tak musimy zapas zrobić na wieczór. – westchnął uderzając dłońmi o uda.
-Muszę?
-Nie masz wyjścia. – założył ręce na klatce piersiowej i czekał, aż się zbiorę. Więc co innego mogłam zrobić?! No właśnie, nic.
-Niech będzie. – zamknęłam zeszyt i schowałam go do szuflady szafki nocnej, po czym zabrałam torbę i razem z Piotrkiem wyszłam z pokoju.
-Diana? Co tutaj robisz?
-Idę. – jęknęłam wymijając go. – Chodźmy Piotrek.
-Już idę, idę. – podbiegł do mnie.
-Poczekaj, porozmawiajmy!







_________________________________________________________
Jest kolejny rozdział. ;)

Co do tego, co pisałam na swoim drugim blogu.. Jestem wniebowzięta zwycięstwem Resovii! Trzymałam za nich kciuki i bardzo się cieszę, że wygrali! Mistrz został w Rzeszowie i oby tak było jak najdłużej. Przy szczęściu był też smutek, bo nie cieszę się z tego, że Zbychu odchodzi, ale jakoś to przetrwam. Teraz czas na reprezentacje, o! ;D




MISTRZ, MISTRZ RESOVIA! 



Zapraszam TUTAJ. Pojawiła się dwójka, mam nadzieję, że przypadnie do gustu. ;)

Pozdrawiam, inaccessiblegirl



2 komentarze:

  1. Ooo, jaki słodki Pit! :) Takiego go właśnie lubię, dobrze, że się tak opiekuje Dianą, prawie jak brat, chociaż de facto jest nim Michał, ale Piter to Piter :D
    Może powinna mu powiedzieć o tej całej sytuacji z Maćkiem, sama jestem ciekawa co by jej powiedział.
    No i w ogóle to dobrze, że się zgodziła na pobyt w Spale, a właściwie, że oni ją przekonali, będzie mogła pogodzić się z Maćkiem! :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. MISTRZ, MISTRZ, SOVIA MISTRZ! :D Kurdę niech Zbych zostanie :<<

    co do rozdziału :D
    taki uroczy i słodki Pit nic tylko no ! :D ich relacje określiłabym jak brat z siostrą, takie fajne ogółem. O dziwo zogdziła się na pobyt w Spale, a w Spale jest Maciek i jestem niemalże pewna, że na końcu jego postać zaczepia Dianę prosząc o rozmowę, choć znając Ciebie moze być ktoś inny :D Może wreszcie pogadają jak dorośli ludzie? :D

    :*

    OdpowiedzUsuń