piątek, 29 marca 2013

Rozdział 28.






„Sens tkwi w tym, by odszukać coś,
co nie pozwoli nam się poddać”.




Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, było to ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę. Nie podnosiłam głowy od poduszki, ale doskonale słyszałam jak ktoś delikatnie otwiera drzwi i podchodzi do mojego łóżka. Udawałam, że śpię, bo co innego mogłam zrobić? No właśnie, nic. Owy osobnik delikatnie pogładził moją dłonią moją głowę i delikatnie pocałował mnie we włosy. Teraz już wiedziałam, że był to Michał. Zawsze tak robił, kiedy zamykałam się w pokoju i płakałam po śmierci rodziców. Jednak tym razem nie podniosłam się i nie wpadłam w jego ramiona, aby poczuć się bezpieczną, lecz trwałam w bezruchu normując swój oddech podczas „snu”, który jak na złość nie chciał nadejść. Kiedy usłyszałam, że wyszedł podniosłam się i podeszłam do okna. Znów czułam jak po moim policzku spływają łzy, których nie potrafiłam opanować. Znów ta gra zwana życiem przerosła mnie. Nie zwracając uwagi na to, że jestem w ubraniach ponownie położyłam się do łóżka i okryłam swoje ciało kołdrą. Starałam się zasnąć, jednak każde zaciśnięcie powiek sprawiało, że przed oczami miałam ową sytuację, w której znalazłam Maćka i jakąś rudowłosą, szczupłą i dość wysoką.. No właśnie, kogo? Dziewczynę? Tak, zapewne jego dziewczynę, z którą chciał się tam spotkać i tylko po to ciągnął mnie ze sobą. Z każdym zaciśnięciem powiek ten obraz stawał się bardziej wyraźniejszy jakbym miała go przed oczami, jakby to był ten dzień i ten moment. Przemogłam się i zasnęłam. Nad ranem, około czwartej w nocy dopiero udała mi się ta trudna sztuka.


***


Przetarłam oczy i rozejrzałam się dookoła z nadzieją, że był to tylko zwykły koszmar. Jednak tak nie było. To wszystko było prawdziwe. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej i spojrzałam na godzinę. Dochodziła jedenasta. Głośno westchnęłam i odblokowałam owe urządzenie. Spoglądając na wyświetlacz odczytywałam każdą wiadomość jaką miałam. Wszystkie były napisane od jednej osoby – Maćka. Każdą po uprzednim przeczytaniu usuwałam, bo nie chciałam, aby zalegały one w mojej skrzynce. Później przyszła kolej na nieodebrane połączenia. Było ich sporo, również od Maćka i kilka od Aśki. Zablokowałam telefon i odstawiłam go na stolik, po czym podniosłam się i z szafy wyjęłam ubrania. Razem z nimi weszłam do łazienki i stanęłam przy umywalce. Wyglądałam strasznie. Ale przybliżać Wam tego nie będę, bo pewnie doskonale wiecie jak dziewczyna w takim stanie wygląda, prawda? Tak? To przejdźmy dalej. Weszłam do kabiny prysznicowej, którą po wzięciu długiego prysznica zmywającego wczorajszy dzień z mojego ciała opuściłam ją. Otarłam swoje ciało ręcznikiem i ubrałam się, a później wysuszyłam swoje włosy i zrobiłam delikatny makijaż, aby zatuszować ślady wylewanych wczoraj łez. Wzięłam głęboki oddech i wrzucając brudne rzeczy do kosza na pranie wyszłam z łazienki i ze swojego pokoju.
-Wyspałaś się? – Daga od razu chciała zacząć rozmowę, ale ja tylko kiwnęłam głową. – Zjesz coś?
-Nie, dzięki. – zbyłam się krótką odpowiedzią i udałam się do salonu, gdzie usiadłam spokojnie na kanapie wpatrując się w jakiś odległy punkt na ścianie.
-Jeżeli nie chcesz rozmawiać to nie zmuszę Cię. – Michał momentalnie znalazł się obok mnie.
-Misiek, odpuść. – mruknęłam wywracając oczami. Nie miałam ochoty na rozmowy z nim i nikim innym. Chciałam przetrwać to sama choć wiedziałam, że nie będzie to łatwe.
-Wiesz, że się o Ciebie martwię.
-Chcesz mi pomóc? – przeniosłam wzrok na niego, a ten tylko kiwnął głową. – Idź do rodziców Maćka i weź od nich klucz od mojego mieszkania. Zabierz z niego wszystkie moje rzeczy.
-Ale dlaczego? – wyraźnie się zdziwił. No tak, nic dziwnego skoro nie wiedział co się stało między mną i Maćkiem.
-Nie będę tam już mieszkać. – znów ciekawsza okazała się ściana, a ja z ledwością powstrzymywałam wybuch płaczu. – Zrobisz to o co Cię proszę?
-Tak. – szepnął, przytulił mnie i pocałował we włosy.
Nie czekał na moje podziękowania, tylko w mgnieniu oka wyszedł z mieszkania. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć zawsze, dlatego też poprosiłam właśnie jego o pomoc. Przecież to brat, jedyna rodzina, którą miałam obok siebie. Dlatego też cieszyłam się, że mogę liczyć na niego jak na nikogo innego mimo iż czasem się kłóciliśmy.
-Gdzie Oli? – przeszłam do kuchni, gdzie zaczęłam stukać o blat wysepki.
-W przedszkolu. – Dagmara uśmiechnęła się i spojrzała na mnie. – Chcesz porozmawiać?
-Nie dzięki, pójdę do siebie. – odwróciłam się na pięcie.
Weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi, po czym znów położyłam się na łóżku i schowałam twarz w poduszkę wylewając kolejne łzy. Znów przed oczami miała sytuację zaistniałą nad morzem. Zawsze miałam z Bałtykiem cudowne wspomnienia, a teraz przyszły te złe, te których nie chciałabym pamiętać. Z mojej chwili słabości wyrwało mnie delikatne pukanie do drzwi. Podniosłam się i szybkim ruchem otarłam mokre od łez policzka.
-Proszę. – powiedziałam starając się wysilić na normalny ton, choć zapewne dobrze mi to nie wyszło.
-Diana. – Aśka momentalnie znalazła się obok mnie, a ja jak gdyby nigdy nic od razu wpadłam w jej ramiona. – Co się stało?
-On mnie nie kochał, on mnie nigdy nie kochał. – odpowiedziałam jej ponownie wylewając łzy.
-Nie płacz Słońce. – chwyciła moją twarz w swoje dłonie i spojrzała mi głęboko w oczy. – Powiesz mi co się stało?
-Wszystko zaczęło się od tego, że powiedział mi, że mnie kocha. – na samą myśl o tym wyznaniu na moją twarz wkradł się uśmiech. Jednak Aśka za bardzo nie rozumiała o co mi chodzi. – Ale ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć tym samym, nie potrafiłam powiedzieć mu tych dwóch słów, na które zapewne czekał. – spuściłam swój wzrok i poczułam jak kolejny łzy spływają po moich policzkach. – Nie odzywaliśmy się do siebie cały wieczór, a następnego dnia jak wstałam nie było go, więc poszłam go szukać. Wiesz gdzie był, wiesz?! – podniosłam głowę i od razu się rozpłakałam. – Molo, które było w pobliżu naszego domku.. Był tam z jakąś dziewczyną, całowali się.. – dodałam to ostanie szeptem połykając łzy.
-Diana.. – odważyła się jedynie wypowiedzieć moje imię i ponownie mnie przytuliła. – Nie wiem co mam Ci powiedzieć, nie mam pojęcia.
-Nie musisz nic. – westchnęłam. – Wystarczy, że wysłuchałaś mnie.
-Wiesz, że od tego są przyjaciele. – otarła wewnętrzną stroną dłoni moje policzka i delikatnie się uśmiechnęła. – A teraz przestań płakać, bo nikt nie jest wart Twoich łez.
-Dziękuję Ci, naprawdę. – jeszcze raz się do niej przytuliłam.
-Mogę? – usłyszeliśmy głos dochodzący od strony drzwi.





__________________________________________________
Mamy kolejny rozdział, staram się nadrobić co nieco. ;). Może dzisiaj jakiś krótszy, ale ważne, że jest, prawda? ;>
I przy okazji: 
Życzę Wam zdrowych i radosnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego! ;)
Pozdrawiam serdecznie! ;*
inaccessiblegirl.



środa, 27 marca 2013

Rozdział 27.






Momenty, w których łamie nam się głos
należą do najważniejszych.




Te dwa słowa wypowiedziane przez Maćka odbijały się echem w mojej głowie. Z każdą sekundą słyszałam je głośniej i intensywniej. Na moją twarz wkradł się mimowolny uśmiech, delikatny uśmiech, ale zarazem zmieszanie. Dlaczego? Może po prostu dlatego, że nie potrafiłam powiedzieć mu tych dwóch wyrazów, tych dziewięciu liter, które sprawiały, że druga osoba staje się szczęśliwsza. Widziałam w jego oczach, że jest zdziwiony moją reakcją, ale co miałam mu powiedzieć? Jeszcze nie byłam niczego pewna. Owszem, byliśmy parą, ale przecież nie powiem mu, że go kocham kiedy nie jestem tego całkowicie pewna. Widząc smutek i.. No właśnie, i co? Zdumienie? Rozgoryczenie? Możliwe. Ale wracając. Spoglądając w jego oczy wysiliłam się na delikatny uśmiech. On wyraźnie kiwnął z niedowierzaniem głową, podniósł się i nie zwracając uwagi na to, czy idę z nim ruszył w stronę domku. Czując jak po moich policzkach spływają łzy podniosłam się i jednym, szybkim ruchem otarłam je. Przyciągnęłam kolana ku sobie i objęłam je rękoma spoglądając w dal. Delikatny powiew wiatru sprawiał, że woda tworzyła fale, które odbijały się o brzeg. Niebo było rozświetlone przez gwiazdy i księżyc, potocznie zwany w swojej pełni kołem. A ja? Czułam się źle po tej całej zaistniałej sytuacji, ale coś w środku mnie mówiło mi, że zrobiłam dobrze. Podniosłam się i otrzepałam swoje ciało z mokrego piasku. Wolnym krokiem z założonymi rękoma szłam przed siebie, w kierunek, który wyznaczały mi moje nogi, a co za tym idzie, po tym jakże samotnym powrocie weszłam do domku. Maciek nawet nie zareagował. Jak gdyby nigdy nic siedział w małą, ale przytulnym salonie i wpatrywał się beznamiętnie w ekran telewizora. Nawet nie zareagował, kiedy weszłam do środka. Zdjęłam jedynie buty i od razy wolnym krokiem weszłam na piętro, gdzie bez zastanowienia wparowałam do pokoju, aby tam jak gdyby nigdy nic walnąć się na łóżku. Oczywiście nie długo tak sobie leżałam, bo przecież była dośćźna godzina, co wywnioskowałam po spojrzeniu na zegarek znajdujący się na wyświetlaczu telefonu. Podniosłam się i wyciągając z jednej z półek pidżamę przeszłam do łazienki znajdującej się przy pokoju. A tam wzięłam szybki prysznic. Nie miałam po prostu ochoty, aby siedzieć tam niewiadomo jak długo, bo po tym „romantycznym” wieczorze wszystkiego mi się odechciało. Ubrana, z wysuszonymi i spiętymi w kok włosami ponownie weszłam do pokoju, gdzie kładąc się na łóżku okryłam swoje zmarznięte ciało kołdrą po sam czubek nosa, jak to się mówi.


***


Następnego dnia obudziłam się dośćźnym popołudniem. W sumie gdyby nie wpadające promienie słońca zapewne i tak bym się nie podniosła z łóżka, ale kiedyś trzeba wstać. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dochodziła godzina czternasta. Przeciągnęłam swoje zaspane mięśnie czy stawy, jak kto woli i od razu stanęłam przy półce wybierając odpowiednie ubrania. Przeszłam do łazienki, gdzie nie odbyło się bez porannej toalety, po czym ubrałam się i zrobiłam delikatny makijaż. Wychodząc rzuciłam jedynie na łóżko swoją odzież nocną i od razu zbiegłam po schodach. Rozejrzałam się po wszystkich kątach i ku mojemu zdziwieniu w żadnym z pokoi nie znalazłam Maćka. Nawet pozwoliłam sobie wejść do jego sypialni, a tam co? Zwykła pustka, jedynie jakieś jego rzeczy rozwalone po podłodze.
-Gdzie on do cholery jest?! – powiedziałam sama do siebie, po czym od razu wybiegłam z domku i skierowałam się w stronę plaży. Rozejrzałam się w każdą stronę i ruszyłam w lewo. Przeszłam prawie całą długość plaży, kiedy na molu zobaczyłam dobrze mi znaną sylwetkę. Zamarłam. Niepewnie podeszłam bliżej i wtedy upewniłam się, że to co widziałam było prawdą.
-Tak bardzo mnie kochasz, tak? – powiedziałam drżącym głosem, a on momentalnie oderwał się od swojej „koleżanki”. – Właśnie widzę.
-Diana, poczekaj! – krzyknął, a ja nawet nie zareagowałam. – Diana, daj mi to wyjaśnić!
-Co mam dać Ci wyjaśnić? – odwróciłam się w jego stronę. – Może powiesz mi, że po prostu bawiłeś się w dentystę? – po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Zabolało mnie to, cholernie mnie zabolało.
-Kochanie..
-Nie mów do mnie kochanie! – teraz już wrzasnęłam na całą plażę. – Daj mi spokój.
-Diana!
Docierał do mnie jego krzyk, a ja nie reagowałam na jego wołania i prośby. Swój dość szybki krok zamieniłam na bieg. Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, szczególnie nie po tym, co zobaczyłam kilkadziesiąt sekund wcześniej. Wbiegłam do domku i od razu po wejściu na piętro trzasnęłam drzwiami swojego pokoju.



Więc przejdźmy do naszego kochanego Aleksa..

Pod blokiem Aśki byłem punktualnie o godzinie dwudziestej. Oczywiście nie mogłaby być dziewczyną, gdyby nie spóźniła się jakieś dziesięć minut. Jednak wiedziałem, że na nią mogę czekać wiecznie. Boże, co ja wygaduję do cholery?! Przecież to niedorzeczne. Muszę jak najszybciej wywalić te słowa ze swojej głowy.
-Mam nadzieję, że nie czekałeś długo. – uśmiechnęła się ukazując swoje białe zęby, a zarazem w jej policzkach pokazały się dołeczki, które tak bardzo uwielbiałem.
-Nie, nie. – odwzajemniłem jej uśmiech i obejmując ją jedną ręką w pasie przygarnąłem do siebie, po czym pocałowałem w czubek głowy. – Kolacja?
-A może spacer? – spojrzała na mnie uśmiechając się.
-Czemu nie. – chwyciłem jej dłoń i delikatnie pociągnąłem za nią. – Niedługo będę musiał wyjechać..
-Proszę Cię, nie mówmy o tym. – z jej twarzy zniknął uśmiech, ten który tak bardzo pokochałem.
-Kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać.. – westchnąłem i zatrzymałem się przy jednej z parkowych ławeczek. – Posłuchaj mnie.
-Aleks, proszę Cię, odpuśćmy tę rozmowę.
-Asia.. – usiadłem na ławce i pociągnąłem jej dłoń co sprawiło, że usiadła na moich kolanach. – Może przyjedziesz do mnie jak skończysz ten nieszczęsny pierwszy rok studencki?
-Ale jak Ty to sobie wyobrażasz?
-Jak to jak? – delikatnie się uśmiechnąłem i pogładziłem dłonią jej policzek. – Normalnie. Nie chcę się z Tobą rozstać na tak długo.
-Ja z Tobą też nie. – uśmiechnęła się. Znów jej twarz zabarwiał najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałem.
-To pojedziesz ze mną?
-Ale kiedy wyjeżdżasz?
-Za trzy dni mam samolot do Serbii. – odwróciłem wzrok w drugą stronę.
-Jeżeli uda mi się wszystko załatwić na uczelni to pojadę z Tobą. – ułożyła dłoń na moim policzku i delikatnie musnęła moje wargi.
-Chodźmy. – uśmiechnąłem się i ruszyliśmy w głąb parku.
Ale wiecie co? Nawet taki spacer zabiera ogrom czasu i dotarło to do mnie. Późnym wieczorem odprowadziłem Asię do domu i pożegnałem się z nią, a sam wróciłem do siebie. Kostek już dawno spał, więc wziąłem szybki prysznic i udałem się do swojej sypialni.


Wróćmy do tych pięknych i cudownych dni spędzanych nad morzem.. Haha, udał mi się żart, no nie?

Wiedziałam, że nie będę miała spokoju w tym budynku, bo przecież dzieliłam go.. No tak, wolę nie wypowiada tego imienia. Wyjęłam z szafy walizkę i zaczęłam pakować do niej wszystkie swoje rzeczy. Trzask drzwi uświadomił mi, że Maciek wrócił, jednak nie przejmowałam się tym. Łzy z moich policzek opadały na jasne panele ułożone na podłodze, a ja nie potrafiłam ich opanować. Kiedy usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi szybkim ruchem otarłam policzka i kończyłam wcześniejsze zajęcie.
-Diana, co robisz? – podszedł bliżej mnie.
-Nie widać? – starałam się opanować ton głosu, aby nie dać mu możliwości poznania po mnie iż zranił mnie.
-Mogę Ci to wyjaśnić.. – chwycił moją dłoń.
-Odpuść sobie! – krzyknęłam wyrywając swoją dłoń z jego uścisku. – Ślepa nie jestem, wiem co widziała. – odwróciłam się w jego stronę. – Wystarczył jeden wieczór, jedno moje zawahanie, a Ty tak po prostu poleciałeś do innej!
-Diana, daj mi to wyjaśnić..
-Nie będziesz mi nic wyjaśniać! – krzyknęłam i odwróciłam się, aby zapiąć zamek swojej walizki. – Po co mnie tutaj przyciągnąłeś, co? – przeniosłam wzrok na niego, a na moich policzkach znów wytworzył się strumyk słonych kropli. – Po to, żeby spędzić czas ze mną i nacieszyć się naszą samotnością czy po to aby spotkać się z nią? - patrzyłam wprost w jego oczy, a on nawet nie zareagował. Nawet nie starał się wypowiedzieć słowa. To zabolało jeszcze bardziej. – Właśnie, tak myślałam.
-To nie jest tak jak myślisz. – w końcu wysilił się na kilka słów, ale co to da?
-Dobrze wiesz, że jest tak jak myślę. – wzięłam walizkę i stanęłam przy wyjściu z pokoju. – Wracam do Bełchatowa, a Ty możesz sobie zostać tutaj z tą swoją ukochaną.
Wyszłam trzaskając drzwiami. Wysunęłam z kieszeni telefon i wykręciłam numer do Dagmary. Porosiłam ją, aby sprawdziła mi, ok której mam jakiś pociąg powrotny. Nie pytała o nic, to było dla mnie najważniejsze. Nie zadawała zbędnych pytań, tylko po prostu spełniła moją prośbę. Pociąg miałam wieczorem, więc kilka godzin musiałam odczekać siedząc bezczynnie na dworcu. Kiedy wybiła tak zwana godzina zero wzięłam swoją walizkę i wsiadłam do pociągu zajmując jeden z wolnych przedziałów. W głębi serca chciałam, aby Maciek przyjechał na ten cholerny dworzec i starał się mnie przekonać, abym nie wyjeżdżała, jednak jak zawsze nadzieja matką głupich. Pociąg ruszył, a ja tkwiłam w bezruchu dopóki drzwi mojego przedziału się nie otworzyły. Serce przyspieszyło na samą myśl o tym kto to mógł być, ale kiedy odwróciłam wzrok odetchnęłam z ulgą, ponieważ był to zwykły konduktor. Kupiłam u niej bilet, po czym dokładnie zamknęłam przedział. Cała droga minęła mi w jednej, niezmiennej pozycji. Jak głupia wpatrywałam się w okno i czułam jak z każdą sekundą moja nogi stają się coraz bardziej mokre od łez, które skapywały na nie. W Bełchatowie byłam około godziny dwudziestej trzeciej. Zadzwoniłam po Dagmarę, która już po dwudziestu minutach stała obok mnie. Nie dużo myśląc wpadłam w jej ramiona i jak głupia rozpłakałam się. Znów nie pytała co się stało, tylko mocno mnie przytuliła do siebie.
-Mogę się u was zatrzymać? – spojrzałam na nią ocierając łzy.
-Przecież nie musisz pytać. – niepewnie się uśmiechnęła i przejęła moją walizkę.
Wsiadłyśmy do jej samochodu, a kiedy dotarliśmy na miejsce, jakim było ich mieszkanie bez słowa weszłam do środka i zamknęłam się w swoim starym pokoju. No może nie starym, tak dziwnie to zabrzmiało, nie sądzicie? Dawnym. Tak, już lepiej. Więc wracając. Zamknęłam się w swoim dawnym pokoju i nawet nie miałam zamiaru zabierać się za rozpakowywanie walizki. Od razu padłam na łóżko i schowałam głowę w poduszkę, w której zapewne znajdowało się więcej moich wypłakanych łez niżeli piórek czy czegokolwiek z czego była zrobiona. Moją błogą chwilę płaczu przerwało pukanie do drzwi.







___________________________________________________________
Wiem, ostatnio nieco zaniedbałam tego bloga jak i moje pozostałe. Ale to nie z mojej winy, chociaż w sumie.. Tak w prawdzie to nie miałam czasu, aby usiąść na spokojnie i cokolwiek napisać. Każdy dzień miałam zwalony nauką, nawet w weekendy nie miałam czasu, aby cokolwiek napisać. Chciałam Was przeprosić za tę moją nieobecność tutaj, ale wiecie, szkoła jest ważniejsza i trzeba się uczyć. Chociaż teraz. A u mnie nie było nic innego jak szkoła, nauka, szkoła, nauka.. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni, choć nic nie obiecuję. Wybaczycie mi?
Pozdrawiam serdecznie! ;*
Bartosz! *-*