wtorek, 5 lutego 2013

Rozdział 15.





Gdzieś na dnie podświadomości czujesz,
że tracisz coś ważnego.





Na sam widok nadawcy na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a po przeczytaniu treści wiadomości był on jeszcze większy.


Gdzie i o której? ;->


W Łodzi o 20? ;)


Jasne, gdzie się spotkamy?


A czym przyjedziesz?


Zapewne autobusem, nie sądzę, aby Michał mnie zawiózł. -,-


To będę czekał na Ciebie na dworcu, a później Cię odwiozę. ;-D


Wsunęłam telefon do kieszeni spodni i spojrzałam na Aśkę.
-Musisz mi pomóc. – delikatnie się uśmiechnęłam.
-Twój ukochany chce Cię gdzieś porwać ? – uniosła jedną brew ku górze.
-Jaki tam ukochany, po prostu znajomy. – wytknęłam w jej kierunku język.
Ruszyłyśmy w drogę powrotną. Poprosiłam ją o dobór ubrania i przy okazji wpadłam na pomysł pokazania jej swojego mieszkania. Nie spieszyłyśmy się za bardzo, bo dochodziła dopiero godzina piętnasta trzydzieści, a autobus do Łodzi miałam równo o godzinie siedemnastej. Najpierw pokazałam przyjaciółce mieszkanie, a później zaszyłyśmy się w sypialni, a Aśka zaczęła grzebać w mojej szafie. Podała mi wybrany przez siebie zestaw ubrań i wysłała do łazienki. Tam założyłam na siebie koronkową bieliznę, czarną obcisłą sukienkę sięgającą mi do połowy uda bez ramion, po czym wyszłam z łazienki, aby się pokazać Aśce. Była zadowolone ze swojego wyboru.
-To teraz dodatki. – klasnęła w dłonie i popchnęła mnie na łóżko, po czym weszła do łazienki.
Po chwili wróciła z moimi rzeczami i ponownie zaczęła w nich grzebać. Zrobiła mi nieco mocniejszy makijaż: czarną kreskę pod oczami, na powiecie zrobiła czarną kreskę eyelinerem, mocno wytuszowała rzęsy, a do tego powiekę przejechała ciemnoniebieskim cieniem do powiek. Później zajęła się moimi włosami. Pokręciła je lokówką, po czym spięła w wysokiego koka tak, że loki opadały na tyle głowy i spryskała je lakierem do włosów. Po zrobieniu mi odpowiedniej, według niej fryzury, zawiesiła mi na szyję srebrny naszyjnik, a do tego srebrne wkrętki w kształcie serduszek. Ciało spryskała perfumom i zakończyła swoje „dzieło”. Podała mi jeszcze czarną, skórzaną kurtkę, a na nogi nakazał mi wsunąć czarne szpilki. Przy wyjściu jeszcze podała mi moją kopertówkę, do której jak mnie uprzedziła włożyła telefon i portfel. Wyszłyśmy z mieszkania, które zamknęłam na klucz i każde z nas poszło w swoją stronę.


***

Parę minut przed dwudziestą była na dworcu w Łodzi. Usiadłam na ławce i spokojnie oczekiwałam na niejakiego pana Bartmana. Spojrzałam na zegarek. Było parę minut po dwudziestej, a jego jak nie było tak nie ma. Nieco zwątpiłam w to, czy przyjdzie, dlatego postanowiłam spojrzeć na rozkład jazdy autobusów, aby wiedzieć ile mam czekać na to, by wrócić do domu.
-Przepraszam za spóźnienie. – podszedł do mnie i objął mnie od tyłu, a ja odwróciłam się do niego przodem.
-Nie masz za co przepraszać. – delikatnie się uśmiechnęłam i ułożyłam dłonie na jego torsie.
-Stęskniłem się. – szepnął i pogładził dłonią mój policzek.
-Co Ty robisz w Łodzi ? – spojrzałam w jego oczy.
-Nie cieszysz się ? – posmutniał.
-Oczywiście, że się cieszę. – musnęłam jego policzek.
Chwycił moją dłoń i ruszył w kierunku swojego samochodu. Wyłączył alarm, otworzył drzwi od strony pasażera, a kiedy wsiadłam zamknął je za mną, po czym okrążył samochód i zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i po chwili byliśmy w drodze do.. Sama nie wiem gdzie. Nim się obejrzałam zatrzymał samochód na parkingu i wysiadł, po czym okrążył go i jak prawdziwy gentelman otworzył drzwi od mojej strony i pomógł mi wysiąść. Objął mnie w pasie i po chwili weszliśmy do jakiegoś budynku.
-Zbyszek, gdzie my jesteśmy? – niepewnie spojrzałam na niego.
-Nie bój się. – szepnął i musnął mój policzek.
Po kilku minutach zapaliło się światło. Znajdowaliśmy się w jakiejś restauracji. Nie wiem dokładnie co to było za miejsce. Jeden stolik stał na środku Sali, a dookoła były tak zwane pustki. Odsunął krzesło, a kiedy usiadłam przysunął je bliżej stolika i usiadł naprzeciw mnie. Po kilku minutach kelner przyniósł kolację i nalał do lampek szampana. Zbyszek wziął go na słówko i chyba poprosił, aby nalał mu wody, bo po chwili dostał inny kieliszek. Spokojnie zjedliśmy posiłek, po czym Bartman podszedł do mnie.
-Mogę prosić? – ukłonił się i wystawił w moim kierunku rękę.
Zaśmiałam się, ale nie odmówiłam. Stanęliśmy na środku parkietu. Oplotłam rękoma szyję Zbyszka, a ten ułożył dłonie na moich biodrach. Zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Głowę oparłam o jego tors i napawałam się wonią jego cudownych perfum . Około godziny dwudziestej trzeciej wyszliśmy z restauracji. Spojrzał na mnie i stanął naprzeciw mnie. Uśmiechnął się, po czym ułożył dłonie na moich policzkach i wpił się w moje usta. Po tej pięknej chwili wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę do Bełchatowa. Nie spieszyło nam się za bardzo. Pod moim blokiem byliśmy około godziny pierwszej w nocy. Pożegnaliśmy się, a ja wysiadłam i weszłam do środka, a on odjechał. Od razu weszłam do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, po czym ubrałam się w pidżamę i wygodnie ułożyłam się w łóżku oddając się w objęcia Morfeusza.




________________________________________
Krótki, dziwny i beznadziejny. Przepraszam. ;<


4 komentarze:

  1. wcale nie beznadziejny ;p bardzoo interesujący, a to, że krótki jakoś wybaczę ci ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. E tam fajny! ;p Czekam na kolejny ; ] Zapraszam
    http://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń