piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 11.





Nie, ja nie uciekam przed ludźmi. Ja tylko
przestałam za nimi gonić. Po prostu.




-Chyba zaszedłeś trochę za daleko. – zaśmiałam się.
-Niby czemu ? – spojrzał na mnie. – Miałem nadzieję, że Cię tutaj spotkam.
-Twoja szatnia jest bardziej w tamtą stronę. – wskazałam dłonią zakładając nogę na nogę. – Więc żegnam.
-Już mnie wyganiasz ? – spojrzał na mnie robiąc smutną minę.
-A czy kiedykolwiek cię tutaj zapraszałam ? – zmierzyłam go wzrokiem.
-No proszę. – podniósł się. – Nie dość, że piękna to jeszcze pyskata.
-Coś jeszcze ? – wyjęłam telefon z torebki.
-Tak. – zabrał mi telefon.
-Oddaj. – podniosłam się i próbowałam mu zabrać swój telefon, ale oczywiście nie udała mi się ta sztuka.
-Jaka waleczna. – zaśmiał się oddając mi mojego Samsunga. – Wpisałem Ci tylko swój numer.
-Nie będzie mi potrzebny. – ponownie usiadłam na krzesełku.
-Mam nadzieję, że na jakąś kawę mam u Ciebie szansę. – mrugnął okiem i odszedł.
-Kretyn.
-Słyszałem! – krzyknął odwracając się w moją stronę, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
-Boże, ile czasu można się przebierać ? – mruknęłam pod nosem.
Podniosłam się i otworzyłam drzwi od szatni. Gdy tylko weszłam do środka żałowałam tego. Każdy z nich był tylko owinięty białym ręcznikiem od pasa w dół.
-Michał, możesz się ruszyć ? – mruknęłam zamykając oczy.
-Idziemy świętować, idziesz z nami ? – poruszał brwiami podchodząc do mnie.
-Nie dzięki, nie skorzystam. – podeszłam do drzwi. – Naprawdę macie co świętować, przegrany mecz. – rzuciłam na wychodnym i wyszłam.
No tak, więc zostałam pozostawiona sama sobie, cóż, żadna nowość. Zawiesiłam torebkę na ramieniu i ruszyłam w stronę wyjścia. Akurat Resoviacy wchodzili do autokaru i jak na złość któryś musiał mnie zobaczyć, bo już po chwili obok mnie stał Zbyszek.
-Tak sama ? – schwał ręce za siebie i delikatnie się uśmiechnął.
-Tak, sama. – ubrałam jego słowa w zdanie twierdzące i ruszyłam przed siebie.
-Może Cię odprowadzić ? – podbiegł do mnie.
-Nie, poradzę sobie sama. – sztucznie się uśmiechnęłam i oddaliłam się od niego. – Boże, co za nachalny typ.
Docierały do mnie śmiechy jego kolegów z drużyny, widocznie on im powiedział, że mnie odprowadzi. Ale cóż, nie ze mną te numery. Trochę się o nim nasłuchałam, więc sorry wine tu. Wolnym krokiem szłam przez park, a tam jak na złość przy pobliskim hotelu stał autobus zawodników Resovii.
-Jakieś żarty ?! – mruknęłam pod nosem i ruszyłam dalej.
Przeszłam przez drogę i wyciągając klucze od klatki zatrzymałam się przy wejściu. Otworzyłam drzwi, a później windą wjechałam na swoje piętro. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu skierowałam się do łazienki. Zdjęłam sukienkę i założyłam na siebie uprzednio zabrane z sypialnianej szafy niebieskie rurki i miętową bluzkę. Włosy spięłam w wysokiego kucyka i zabierając torbę wyszłam z mieszkania. Obrałam kierunek pobliskiej restauracji, aby zjeść obiad. Kiedy tylko się tam znalazłam od razu żałowałam swojej decyzji. Usiadłam przy jednym ze stolików znajdującym się w rogu, aby nikt mnie nie zauważył. Zamówiłam naleśniki z czekoladą i do tego wodę mineralną. O co zwykle, więc jak dla mnie to norma.
-O proszę, znów się widzimy. – usiadł naprzeciw mnie.
-Poważnie ? – jęknęłam odkładając kartę dań.
-Może dasz się namówić na mały spacer ? – poruszał brwiami, a ja zatonęłam w jego oczach.
-A jeżeli tak, to dasz mi spokój ? – delikatnie się uśmiechnęłam, a ten kiwnął głową.
-O dziewiętnastej przy tej restauracji ? – spojrzał na mnie unosząc brew ku górze.
-Niech będzie . – westchnęłam, a ten zadowolony wstał i odszedł.
Akurat kelner przyniósł mi moje zamówienie. Podziękowałam i zabrałam się za jedzenie. W mojej głowie kłębiło mi się setki pytań. Czy on mnie prześladuje? Czy on cos kombinuje? A może po prostu jest taki miły, a to co o nim słyszałam było jedną, wielką ściemą ? Może nie powinnam była się zgadzać na ten spacer? Ale może wtedy poznam odpowiedzi na te wszystkie pytania. W takim rozmyślaniu minął mi cały posiłek. Kiedy skończyłam poprosiłam kelnera, aby podał mi rachunek. Zapłaciłam i zabierając torbę wyszłam. Po kilku minutach byłam już w swoim mieszkaniu. Rozsiadłam się w salonie na kanapie i włączyłam telewizję. Nim się obejrzałam było wpół do dziewiętnastej. Szybko się zebrałam, założyłam kurtkę skórzaną i przewiesiłam przez ramię torbę. Wyszłam z mieszkania i oczywiście zakluczyłam drzwi dokładnie sprawdzając czy są zamknięte. Kiedy doszłam w wyznaczone miejsce on już tam stał. Widocznie było mu zimno, bo pocierał ręką o rękę, a ja widząc to zaczęłam się śmiać.
-Trzeba było się ubrać. – podeszłam do niego i poklepałam się po ramieniu. – Nie będę już taka wredna, zaproszę Cię na kawę.
-Winiar by mnie chyba zabił jakby zobaczył, że przyprowadziłaś mnie do domu. – zaśmiał się.
-Michała nie będzie. – uśmiechnęłam się. – Mieszkam sama, ale mniejsza. Idziesz czy dalej masz zamiar tutaj marznąć?
Tak jak się spodziewałam, nie zamierzał marznąć. Od razu złapał mnie za rękę i ruszył w stronę, z której ja przyszłam. Widocznie wywnioskował, że muszę mieszkać w tamtych okolicach.
-Ale wiesz co, nie jestem małą dziewczynką. – zabrałam swoją rękę. – Nie musisz mnie trzymać.
-Ale wiesz, ja jestem małym chłopczykiem. – zaśmiał się. – I boję się, że zgubię się tutaj w tej waszej mieścinie.
-Mieścinie ? – zmrużyłam oczy.
-no dobra, w tym Bełchatowie, lepiej ? – uśmiechnął się ukazując swoje białe zęby.
Kiwnęłam głową zastanawiając się co mnie podkusiło, aby zgodzić się na to całe spotkanie. Zaśmiałam się cicho pod nosem, ale oczywiście to nie ubiegło spostrzeżeniu atakującego. Wyjęłam klucze i otworzyłam drzwi klatki.
-Wejdź. – skinęłam głową.
-Panie przodem. – uśmiechnął się, a w jego oczach znów dało się zauważyć ten błysk.
-Już nie podlizuj się tak. – wytknęłam w jego stronę język i weszłam do środka, a zaraz za mną uczynił to on.
Chwilę odczekaliśmy na windę, a po kilkunastu sekundach staliśmy pod moimi drzwiami. Otworzyłam je i oczywiście szanowny pan Zbigniew Bartman nie odpuścił dopóki nie przeszłam przez nie pierwsze. Musiałam ulec, bo nie miałam zamiaru sterczeć jak idiotka pod drzwiami. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku w przedpokoju, to samo uczyniłam z kurtką siatkarza.
-Rozgość się. – szepnęłam wymuszając uśmiech.
-Ładnie tu masz. – rozejrzał się dookoła i usiadł na kanapie.
-Boże, czy Ty musisz się tak podlizywać ? – stanęłam przed nim. – Nie działają na mnie te Twoje głupie teksty na podryw, zrozum.
-A czy Ty musisz zachowywać się jak rozkapryszona małolata? – podniósł się i stanął przede mną. – Rodzice nie powiedzieli Ci, że nie każdy facet zachowuje się jak dupek ?
-Nie, widocznie tego nie zdążyli mi powiedzieć. – uderzyłam go w policzek. – Ale to nie Twoja sprawa. Więc odpuść sobie. I nie powinieneś był wspominać o rodzicach.
-Bo co? – złapał moją dłoń.
-Bo o zmarłych nie powinno się mówić takim tonem. – zabrałam swoją dłoń z jego uścisku i podeszłam do okna stając do szanownej gwiazdy tyłem.
-Diana, ja.. – poczułam jego ręce na moich ramionach. – Ja nie wiedziałem.
-Spoko, nie ma sprawy. – szybkim ruchem otarłam policzka.
-Zacznijmy może tę znajomość od nowa, hm ? – odwrócił mnie w swoją stronę i wysunął w moim kierunku rękę. – Jestem Zbyszek.
-Głupek. – mimowolnie się zaśmiałam i uścisnęłam jego dłoń. – Diana.
-No, od razu lepiej. – poruszał zabawnie brwiami.
-To co, napijesz się czegoś ? – niepewnie się uśmiechnęłam.
-A poproszę sok. – usiadł ponownie na kanapie. – Kawę sobie odpuszczę, bo nie zasnę.. A alkohol.. Eh.. Nie będę upijał małolat.
-Spadaj. – przechodząc obok niego uderzyłam go w ramię i weszłam do kuchni.
-Jak będę kontuzjowany to powiem, że to przez Ciebie! – dotarł do mnie jego krzyk, a ja tylko się zaśmiałam wyjmując z szafki dwie szklani.
-Nie bądź taki pewny siebie. – spojrzałam na niego przez kuchenną wysepkę i wlałam do szklanek sok pomarańczowy.
-Będziesz mi płaciła odszkodowanie. – poruszał zabawnie brwiami.
-A to teraz o kasę chodzi ? – postawiłam szklanki na stoliku salonowym i usiadłam obok niego. – Chciałbyś.
-Czyli co, jak przez Ciebie doznam kontuzji to nie będę miał odszkodowania ? – zrobił smutną minę, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu, więc jak to ja wybuchłam niepohamowaną salwą śmiechu co oczywiście Zbyszkowi się nie spodobało. – Będziesz mnie wtedy miała na sumieniu, o!
-Nie ma sprawy, jedna osoba w tą czy w tą. – zaśmiałam się sięgając po sok.
-Co mam przez to rozumieć ? – spojrzał na mnie, a na jego twarzy widniał grymas zdezorientowania.
-Wiesz, nie jedną osobę zabiła. – odgarnęłam niesforny kosmyk włosów za ucho. – To utopiła, innym na przykład wbiłam nóż w serce, a tym których już ogólnie nie lubiłam to zaoferowałam im męczarnie przed śmiercią, więc wiesz.
-Ej, ej. Zaczynam się Ciebie bać. – usiadł na skraju kanapy, a ja zbliżyłam się do niego.
-Bu ! – krzyknęłam wprost do jego ucha, a ten odskoczył jak szalony stając na równe nogi. – Ten niby wielki gwiazdor co się niczego nie boi.
-Nie boję się ! – mruknął pod nosem.
-Jasne, jasne. – zaśmiałam się. – Nie wmówisz mi tego, Zbigniewie.
-Boże, jesteś gorsza niż Winiar. – delikatnie skrzywił się. – On to bynajmniej mówi śmieszne rzeczy, a nie takie straszne.
-nie porównuj mnie do niego. – poruszałam brwiami.
-Nie mam zamiaru. – zaśmiał się.- On nie jest piękną blondynką o niebieskich oczach. – podszedł do mnie i spojrzał w moje tęczówki. – Więc żadne porównanie nie ma sensu.
-Przepraszam Cię bardzo. – podparłam się rękoma o boki. – Winiar też ma niebieskie oczy.
-Ale nie takie jak Twoje. – stanął jeszcze bliżej mnie. – Ktoś kto go zna wyczyta wszystko z tych jego oczu. – uważnie wpatrywał się w moje tęczówki. – A z Twoich wręcz przeciwnie. Nie da się wyczytać tego czy jesteś smutna, czy szczęśliwa.
-Wiesz, życie mnie tego nauczyło. – odsunęłam się od niego i usiadłam z powrotem na kanapie.
-Jesteś przecież młodą dziewczyną, jak życie mogło Cię tego nauczyć ? – spojrzał na mnie nieco zdziwiony. – Masz jeszcze wszystko przed sobą.
-Może i masz rację, ale ostatni rok sprawił, że stałam się zupełnie inna od tych wszystkich pustych laleczek, które mija się na ulicy.
-Dlaczego ? – usiadł obok mnie.
-Musisz wszystko wiedzieć, prawda? – zerknęłam na niego, a ten kiwnął tylko głową.
-Po śmierci rodziców musiałam szybciej wejść w dorosłe życie. – westchnęłam odkładając szklankę z napojem. – Wtedy nie liczyło się to, że mam dopiero siedemnaście lat. Musiałam wydorośleć i nie sprawiać problemów Michałowi.
-Myślisz, że udało Ci się to ? – sięgnął po napój w którym zamoczył usta.
-Nie, wydaje mi się że nie. – zaśmiałam się. – Każda nastolatka przecież na swój sposób sprawia problemy. Ja wyjątkiem nie jestem.
-Co na przykład zrobiłaś ? – wyraźnie się zaciekawił moimi słowami.
-Hm.. – zamyśliłam się. – po ostatniej kłótni z nim nocowałam u Aleksa, a kiedy przyszedł po mnie, a ja nie chciałam iść z nim to poprosił mnie, żebym nie zrobiła głupstwa. – na samą myśl o tym wspomnieniu moje wargi ułożyły się w uśmiech. – Dlatego zasugerowałam mu, że przespałam się z nim w zamian za przenocowanie nie. Żałuj, że nie widziałeś jego miny!
-Kurde, naprawdę jesteś gorsza od niego. – zaśmiał się i dźgnął mnie palcem w żebra.
-No cóż. – bezradnie wzruszyłam ramionami.
Mimo tego, że nie przepadałam od chwili poznania za tym człowiekiem odpowiedziałam sobie sama po części na dręczące mnie pytania. Nie był wredną, zapatrzoną w siebie gwiazdką, lecz był miły i na swój sposób uroczy. Z każdą chwilą przekonywałam się do niego bardziej, ale oczywiście nie okazywałam tego po sobie. Po co głupek miał sobie robić nadzieję, prawda? Rozmowa ciągnęła się w najlepsze, co nie ukrywając, trochę mnie dziwiło. Czułam się w jego towarzystwie jakbym znała go od kilku lat i spędzała z nim każdą wolną chwile. Wiem, że Michał zapewne nie cieszyłby się z tego, że rozmawiam ze Zbyszkiem, a co dopiero z tego, że zapraszam go do swojego mieszkania. Ale przecież to było moje życie i mogłam robić sobie z nim co chciałam, ale z drugiej strony wiedziałam, że on się o mnie martwi i chce dla mnie jak najlepiej. Jednak nie mógł mi zabraniać rozmawiać chociażby ze Zbyszkiem. Mimo iż wiedziałam jaka opinia o nim krąży postanowiłam nie przejmować się tym. Przecież, aby ocenić kogoś trzeba go najpierw poznać, dlatego ja chciałam lepiej się z nim poznać, dowiedzieć się czegoś o nim, a nie bazować na opinii jaką przyszyto do niego w mediach. Rozumiałam się z nim i to się dla mnie liczyło. Po co się martwić o coś, do czego było jeszcze daleko. A poza tym może nie jest prawdą to, że ona musi zaliczyć każdą dziewczynę? Wszystko było możliwe.
Rozmawialiśmy w najlepsze sobie. Śmialiśmy się, nawzajem dokuczaliśmy sobie. Niby poznaliśmy się kilka godzin temu, ale ten wieczór mogłam zaliczyć do udanych. Tę cudowną sytuację przerwał nam dzwonek do drzwi. 




7 komentarzy:

  1. ciekawe kogo tam znowu niesie ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Kogo to niesie? Czyżby Maciek albo Winiar? :D ew. Aleks? hah :D


    jest świetny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. http://ty-i-ja-i-siatkowka.blogspot.com/
    Zapraszam !
    Świetnie piszesz *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. będzie dzisiaj rozdział? ;P

    OdpowiedzUsuń