Nie, ja nie uciekam przed ludźmi. Ja tylko
przestałam za nimi gonić. Po prostu.
-Chyba
zaszedłeś
trochę
za daleko. – zaśmiałam
się.
-Niby czemu
? – spojrzał na mnie. – Miałem nadzieję, że Cię tutaj spotkam.
-Twoja
szatnia jest bardziej w tamtą
stronę.
– wskazałam dłonią
zakładając
nogę
na nogę.
– Więc
żegnam.
-Już mnie wyganiasz ? –
spojrzał na mnie robiąc
smutną
minę.
-A czy
kiedykolwiek cię
tutaj zapraszałam ? – zmierzyłam go wzrokiem.
-No proszę. – podniósł się. – Nie dość, że piękna to jeszcze
pyskata.
-Coś jeszcze ? – wyjęłam telefon z
torebki.
-Tak. –
zabrał mi telefon.
-Oddaj. –
podniosłam się
i próbowałam mu zabrać
swój telefon, ale oczywiście
nie udała mi się
ta sztuka.
-Jaka
waleczna. – zaśmiał
się
oddając
mi mojego Samsunga. – Wpisałem Ci tylko swój numer.
-Nie będzie mi potrzebny.
– ponownie usiadłam na krzesełku.
-Mam
nadzieję,
że
na jakąś
kawę
mam u Ciebie szansę.
– mrugnął
okiem i odszedł.
-Kretyn.
-Słyszałem!
– krzyknął
odwracając
się
w moją
stronę,
a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
-Boże, ile czasu można się przebierać ? – mruknęłam pod nosem.
Podniosłam
się
i otworzyłam drzwi od szatni. Gdy tylko weszłam do środka żałowałam tego. Każdy z nich był
tylko owinięty
białym ręcznikiem
od pasa w dół.
-Michał, możesz się ruszyć ? – mruknęłam zamykając oczy.
-Idziemy świętować, idziesz z nami ?
– poruszał brwiami podchodząc
do mnie.
-Nie dzięki, nie
skorzystam. – podeszłam do drzwi. – Naprawdę macie co świętować, przegrany mecz. –
rzuciłam na wychodnym i wyszłam.
No tak, więc zostałam
pozostawiona sama sobie, cóż,
żadna
nowość.
Zawiesiłam torebkę
na ramieniu i ruszyłam w stronę
wyjścia.
Akurat Resoviacy wchodzili do autokaru i jak na złość któryś musiał mnie
zobaczyć,
bo już
po chwili obok mnie stał Zbyszek.
-Tak sama ?
– schwał ręce
za siebie i delikatnie się
uśmiechnął.
-Tak, sama.
– ubrałam jego słowa w zdanie twierdzące i ruszyłam przed siebie.
-Może Cię odprowadzić ? – podbiegł do
mnie.
-Nie,
poradzę
sobie sama. – sztucznie się
uśmiechnęłam i oddaliłam się od niego. – Boże, co za nachalny
typ.
Docierały
do mnie śmiechy
jego kolegów z drużyny,
widocznie on im powiedział, że
mnie odprowadzi. Ale cóż,
nie ze mną
te numery. Trochę
się
o nim nasłuchałam, więc
sorry wine tu. Wolnym krokiem szłam przez park, a tam jak na złość przy pobliskim
hotelu stał autobus zawodników Resovii.
-Jakieś żarty ?! – mruknęłam pod nosem i
ruszyłam dalej.
Przeszłam
przez drogę
i wyciągając klucze od klatki
zatrzymałam się
przy wejściu.
Otworzyłam drzwi, a później
windą
wjechałam na swoje piętro.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
Od razu skierowałam się
do łazienki. Zdjęłam
sukienkę
i założyłam
na siebie uprzednio zabrane z sypialnianej szafy niebieskie rurki i miętową bluzkę. Włosy spięłam w wysokiego
kucyka i zabierając
torbę
wyszłam z mieszkania. Obrałam kierunek pobliskiej restauracji, aby zjeść obiad. Kiedy
tylko się
tam znalazłam od razu żałowałam
swojej decyzji. Usiadłam przy jednym ze stolików znajdującym się w rogu, aby nikt
mnie nie zauważył.
Zamówiłam naleśniki
z czekoladą
i do tego wodę
mineralną.
O co zwykle, więc
jak dla mnie to norma.
-O proszę, znów się widzimy. – usiadł
naprzeciw mnie.
-Poważnie ? – jęknęłam odkładając kartę dań.
-Może dasz się namówić na mały spacer ? –
poruszał brwiami, a ja zatonęłam
w jego oczach.
-A jeżeli tak, to dasz
mi spokój ? – delikatnie się
uśmiechnęłam, a ten kiwnął głową.
-O dziewiętnastej przy tej
restauracji ? – spojrzał na mnie unosząc brew ku górze.
-Niech będzie . – westchnęłam, a ten
zadowolony wstał i odszedł.
Akurat
kelner przyniósł mi moje zamówienie. Podziękowałam i zabrałam się za jedzenie. W
mojej głowie kłębiło
mi się
setki pytań.
Czy on mnie prześladuje?
Czy on cos kombinuje? A może
po prostu jest taki miły, a to co o nim słyszałam było jedną, wielką ściemą ? Może nie powinnam
była się
zgadzać
na ten spacer? Ale może
wtedy poznam odpowiedzi na te wszystkie pytania. W takim rozmyślaniu minął mi cały posiłek.
Kiedy skończyłam
poprosiłam kelnera, aby podał mi rachunek. Zapłaciłam i zabierając torbę wyszłam. Po kilku
minutach byłam już
w swoim mieszkaniu. Rozsiadłam się w salonie na kanapie i włączyłam telewizję. Nim się obejrzałam było
wpół do dziewiętnastej.
Szybko się
zebrałam, założyłam
kurtkę
skórzaną
i przewiesiłam przez ramię
torbę.
Wyszłam z mieszkania i oczywiście
zakluczyłam drzwi dokładnie sprawdzając czy są zamknięte. Kiedy doszłam
w wyznaczone miejsce on już
tam stał. Widocznie było mu zimno, bo pocierał ręką o rękę, a ja widząc to zaczęłam się śmiać.
-Trzeba
było się
ubrać.
– podeszłam do niego i poklepałam się po ramieniu. – Nie będę już taka wredna,
zaproszę
Cię
na kawę.
-Winiar by
mnie chyba zabił jakby zobaczył, że przyprowadziłaś mnie do domu. –
zaśmiał
się.
-Michała
nie będzie.
– uśmiechnęłam się. – Mieszkam sama,
ale mniejsza. Idziesz czy dalej masz zamiar tutaj marznąć?
Tak jak się spodziewałam, nie
zamierzał marznąć.
Od razu złapał mnie za rękę i ruszył w stronę, z której ja
przyszłam. Widocznie wywnioskował, że muszę mieszkać w tamtych
okolicach.
-Ale wiesz
co, nie jestem małą
dziewczynką.
– zabrałam swoją
rękę. – Nie musisz
mnie trzymać.
-Ale wiesz,
ja jestem małym chłopczykiem. – zaśmiał się. – I boję się, że zgubię się tutaj w tej
waszej mieścinie.
-Mieścinie ? – zmrużyłam oczy.
-no dobra,
w tym Bełchatowie, lepiej ? – uśmiechnął się ukazując swoje białe zęby.
Kiwnęłam głową zastanawiając się co mnie
podkusiło, aby zgodzić
się
na to całe spotkanie. Zaśmiałam
się
cicho pod nosem, ale oczywiście
to nie ubiegło spostrzeżeniu
atakującego.
Wyjęłam
klucze i otworzyłam drzwi klatki.
-Wejdź. – skinęłam głową.
-Panie
przodem. – uśmiechnął się, a w jego oczach
znów dało się
zauważyć ten błysk.
-Już nie podlizuj się tak. – wytknęłam w jego stronę język i weszłam do środka, a zaraz za
mną
uczynił to on.
Chwilę odczekaliśmy na windę, a po kilkunastu
sekundach staliśmy
pod moimi drzwiami. Otworzyłam je i oczywiście szanowny pan Zbigniew Bartman
nie odpuścił
dopóki nie przeszłam przez nie pierwsze. Musiałam ulec, bo nie miałam zamiaru
sterczeć
jak idiotka pod drzwiami. Zdjęłam
kurtkę
i powiesiłam ją
na wieszaku w przedpokoju, to samo uczyniłam z kurtką siatkarza.
-Rozgość się. – szepnęłam wymuszając uśmiech.
-Ładnie tu
masz. – rozejrzał się
dookoła i usiadł na kanapie.
-Boże, czy Ty musisz
się
tak podlizywać
? – stanęłam
przed nim. – Nie działają
na mnie te Twoje głupie teksty na podryw, zrozum.
-A czy Ty musisz
zachowywać
się
jak rozkapryszona małolata? – podniósł się i stanął przede mną. – Rodzice nie
powiedzieli Ci, że
nie każdy
facet zachowuje się
jak dupek ?
-Nie,
widocznie tego nie zdążyli
mi powiedzieć.
– uderzyłam go w policzek. – Ale to nie Twoja sprawa. Więc odpuść sobie. I nie
powinieneś
był wspominać
o rodzicach.
-Bo co? –
złapał moją
dłoń.
-Bo o
zmarłych nie powinno się
mówić
takim tonem. – zabrałam swoją
dłoń
z jego uścisku
i podeszłam do okna stając
do szanownej gwiazdy tyłem.
-Diana,
ja.. – poczułam jego ręce
na moich ramionach. – Ja nie wiedziałem.
-Spoko, nie
ma sprawy. – szybkim ruchem otarłam policzka.
-Zacznijmy
może
tę
znajomość
od nowa, hm ? – odwrócił mnie w swoją stronę i wysunął w moim kierunku
rękę. – Jestem Zbyszek.
-Głupek. –
mimowolnie się
zaśmiałam
i uścisnęłam jego dłoń. – Diana.
-No, od
razu lepiej. – poruszał zabawnie brwiami.
-To co,
napijesz się
czegoś
? – niepewnie się
uśmiechnęłam.
-A poproszę sok. – usiadł ponownie
na kanapie. – Kawę
sobie odpuszczę,
bo nie zasnę..
A alkohol.. Eh.. Nie będę upijał małolat.
-Spadaj. –
przechodząc
obok niego uderzyłam go w ramię
i weszłam do kuchni.
-Jak będę kontuzjowany to
powiem, że
to przez Ciebie! – dotarł do mnie jego krzyk, a ja tylko się zaśmiałam wyjmując z szafki dwie
szklani.
-Nie bądź taki pewny
siebie. – spojrzałam na niego przez kuchenną wysepkę i wlałam do
szklanek sok pomarańczowy.
-Będziesz mi płaciła
odszkodowanie. – poruszał zabawnie brwiami.
-A to teraz
o kasę
chodzi ? – postawiłam szklanki na stoliku salonowym i usiadłam obok niego. –
Chciałbyś.
-Czyli co,
jak przez Ciebie doznam kontuzji to nie będę miał odszkodowania ? – zrobił
smutną
minę,
a ja nie mogłam powstrzymać
śmiechu,
więc
jak to ja wybuchłam niepohamowaną salwą śmiechu co oczywiście Zbyszkowi się nie spodobało. –
Będziesz
mnie wtedy miała na sumieniu, o!
-Nie ma
sprawy, jedna osoba w tą
czy w tą.
– zaśmiałam
się
sięgając po sok.
-Co mam
przez to rozumieć
? – spojrzał na mnie, a na jego twarzy widniał grymas zdezorientowania.
-Wiesz, nie
jedną
osobę
zabiła. – odgarnęłam
niesforny kosmyk włosów za ucho. – To utopiła, innym na przykład wbiłam nóż w serce, a tym
których już
ogólnie nie lubiłam to zaoferowałam im męczarnie przed śmiercią, więc wiesz.
-Ej, ej. Zaczynam
się
Ciebie bać.
– usiadł na skraju kanapy, a ja zbliżyłam się do niego.
-Bu ! –
krzyknęłam
wprost do jego ucha, a ten odskoczył jak szalony stając na równe nogi. –
Ten niby wielki gwiazdor co się
niczego nie boi.
-Nie boję się ! – mruknął pod nosem.
-Jasne,
jasne. – zaśmiałam
się.
– Nie wmówisz mi tego, Zbigniewie.
-Boże, jesteś gorsza niż Winiar. – delikatnie
skrzywił się.
– On to bynajmniej mówi śmieszne
rzeczy, a nie takie straszne.
-nie
porównuj mnie do niego. – poruszałam brwiami.
-Nie mam
zamiaru. – zaśmiał
się.-
On nie jest piękną blondynką o niebieskich
oczach. – podszedł do mnie i spojrzał w moje tęczówki. – Więc żadne porównanie
nie ma sensu.
-Przepraszam
Cię
bardzo. – podparłam się
rękoma
o boki. – Winiar też
ma niebieskie oczy.
-Ale nie
takie jak Twoje. – stanął
jeszcze bliżej
mnie. – Ktoś
kto go zna wyczyta wszystko z tych jego oczu. – uważnie wpatrywał się w moje tęczówki. – A z
Twoich wręcz
przeciwnie. Nie da się
wyczytać
tego czy jesteś
smutna, czy szczęśliwa.
-Wiesz, życie mnie tego
nauczyło. – odsunęłam
się
od niego i usiadłam z powrotem na kanapie.
-Jesteś przecież młodą dziewczyną, jak życie mogło Cię tego nauczyć ? – spojrzał na
mnie nieco zdziwiony. – Masz jeszcze wszystko przed sobą.
-Może i masz rację, ale ostatni rok
sprawił, że
stałam się
zupełnie inna od tych wszystkich pustych laleczek, które mija się na ulicy.
-Dlaczego ?
– usiadł obok mnie.
-Musisz
wszystko wiedzieć,
prawda? – zerknęłam
na niego, a ten kiwnął
tylko głową.
-Po śmierci rodziców
musiałam szybciej wejść
w dorosłe życie.
– westchnęłam
odkładając
szklankę
z napojem. – Wtedy nie liczyło się to, że mam dopiero siedemnaście lat. Musiałam
wydorośleć i nie sprawiać problemów
Michałowi.
-Myślisz, że udało Ci się to ? – sięgnął po napój w
którym zamoczył usta.
-Nie,
wydaje mi się
że
nie. – zaśmiałam
się.
– Każda
nastolatka przecież
na swój sposób sprawia problemy. Ja wyjątkiem nie jestem.
-Co na
przykład zrobiłaś
? – wyraźnie
się
zaciekawił moimi słowami.
-Hm.. –
zamyśliłam
się.
– po ostatniej kłótni z nim nocowałam u Aleksa, a kiedy przyszedł po mnie, a ja
nie chciałam iść
z nim to poprosił mnie, żebym
nie zrobiła głupstwa. – na samą
myśl
o tym wspomnieniu moje wargi ułożyły się w uśmiech. – Dlatego zasugerowałam
mu, że
przespałam się
z nim w zamian za przenocowanie nie. Żałuj, że nie widziałeś jego miny!
-Kurde, naprawdę jesteś gorsza od niego. –
zaśmiał
się
i dźgnął mnie palcem w żebra.
-No cóż. – bezradnie wzruszyłam
ramionami.
Mimo tego, że nie przepadałam
od chwili poznania za tym człowiekiem odpowiedziałam sobie sama po części na dręczące mnie pytania.
Nie był wredną,
zapatrzoną
w siebie gwiazdką,
lecz był miły i na swój sposób uroczy. Z każdą chwilą przekonywałam się do niego
bardziej, ale oczywiście
nie okazywałam tego po sobie. Po co głupek miał sobie robić nadzieję, prawda? Rozmowa
ciągnęła się w najlepsze, co
nie ukrywając,
trochę
mnie dziwiło. Czułam się
w jego towarzystwie jakbym znała go od kilku lat i spędzała z nim każdą wolną chwile. Wiem, że Michał zapewne
nie cieszyłby się
z tego, że
rozmawiam ze Zbyszkiem, a co dopiero z tego, że zapraszam go do swojego
mieszkania. Ale przecież
to było moje życie
i mogłam robić
sobie z nim co chciałam, ale z drugiej strony wiedziałam, że on się o mnie martwi i
chce dla mnie jak najlepiej. Jednak nie mógł mi zabraniać rozmawiać chociażby ze Zbyszkiem.
Mimo iż
wiedziałam jaka opinia o nim krąży
postanowiłam nie przejmować
się
tym. Przecież,
aby ocenić
kogoś
trzeba go najpierw poznać,
dlatego ja chciałam lepiej się
z nim poznać,
dowiedzieć
się
czegoś
o nim, a nie bazować
na opinii jaką
przyszyto do niego w mediach. Rozumiałam się z nim i to się dla mnie liczyło.
Po co się
martwić
o coś,
do czego było jeszcze daleko. A poza tym może nie jest prawdą to, że ona musi zaliczyć każdą dziewczynę? Wszystko było możliwe.
Rozmawialiśmy w najlepsze
sobie. Śmialiśmy się, nawzajem dokuczaliśmy sobie. Niby
poznaliśmy
się
kilka godzin temu, ale ten wieczór mogłam zaliczyć do udanych. Tę cudowną sytuację przerwał nam
dzwonek do drzwi.
ciekawe kogo tam znowu niesie ;>
OdpowiedzUsuńTo już w kolejnym rozdziale. ;)
UsuńKogo to niesie? Czyżby Maciek albo Winiar? :D ew. Aleks? hah :D
OdpowiedzUsuńjest świetny ! :)
Cieszę się, że podoba Ci się ! ;D
Usuń;-***
http://ty-i-ja-i-siatkowka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam !
Świetnie piszesz *.*
będzie dzisiaj rozdział? ;P
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie tak, bo właśnie piszę. ;D
Usuń